Śnieżnik (1425 m n.p.m.), zwany też Śnieżnikiem Kłodzkim, niem. Glatzer Schneeberg (nazwa używana w Niemczech) lub Spieglitzer Schneeberg i Grulicher Schneeberg (nazwy używane w Austrii), cz. Králický Sněžník – najwyższy, graniczny szczyt po polskiej stronie w Sudetach Wschodnich i w Masywie Śnieżnika. Na szczycie znajduje się słupek graniczny o numerze 69/10.
~ źródło - Wikipedia
Korzystając z wolnego dnia i łaskawości o. Magistra, który bardzo chętnie się nas pozbył na cały dzień, wybraliśmy się by zdobyć ten najbliższy i najwyższy w okolicy szczyt. Tak więc wstawszy skoro świt, a nawet wcześniej, spakowaliśmy symboliczną ilość prowiantu i udaliśmy się na PKS. Po dotarciu na miejsce bez zwlekania i marudzenia (pada deszcz, zimno, głupi pomysł itd...) ruszyliśmy w drogę. Szybko wypatrzyliśmy czerwony szlak i od tej chwili mocno staraliśmy się go już nie opuszczać. Mimo wszelkich przeciwności, w postaci coraz intensywniejszych opadów śniegu, staraliśmy się we wszystkim widzieć same dobre strony i podziwiać piękny, śnieżny krajobraz i wydającą się nie kończyć trasę naszego szlaku osłoniętego mgłą... Do schroniska dotarliśmy "zgodnie z planem", czyli mniej więcej tyle, ile zdawały się mówić znaki - 2 godziny. Posileni ciepłymi napojami i goframi podzieliliśmy się na dwie grupy: jedna postanowiła podbić szczyt, druga natomiast pozostała z przemokniętym Kamilem, który dzielnie schnął czekając na powrót tej pierwszej grupy :) Szczyt został zdobyty około 11:30 czasu lokalnego. Relacja wyglądała następująco: "jak tam wiałoooo!!!". I może na tym skończymy relację, gdyż nic więcej o szczycie nie dało się powiedzieć :) Po tym emocjonującym wydarzeniu obie grupy połączyły się znów w jedną i udały się w już o wiele łatwiejszą drogę powrotną, w trakcie której mijaliśmy kilka grup, które dopiero wspinały się na szczyt. Przesiedziawszy nadwyżkę czasu, którą wypracowaliśmy sobie w drodze powrotnej, na przystanku wsiedliśmy do ciepłego autobusu i leniwie jechaliśmy w kierunku powrotnym, wydłużając jednak tę drogę o wizytę w pizzerii w Bystrzycy Kłodzkiej. Posileni po długich rozmowach postanowiliśmy wrócić pociągiem i tu nasze szczęście i liczne zasługi Przemka sprawiły, że przyszliśmy na dworzec właśnie w tej chwili, gdy podjeżdżał szynobus do Kłodzka. I tym oto sposobem wróciliśmy do Kłodzka, by zakończyć dzień i podziękować za wszystkie dobrodziejstwa Bogu w Mszy Świętej w naszej klasztornej kaplicy, którą odprawił dla nas o. Magister. Warto wspomnieć też, że w tym dniu swoje imieniny obchodził nasz współbrat Marcin, jednak zmęczenie po całodziennej wędrówce odebrało nam resztki ochoty by spotkać się jeszcze wieczorem i spędzić ze sobą jeszcze więcej czasu...
Poniżej mała fotorelacja:










